Dobry sposób na brak weny

Od tygodnia, a może dłużej, po serii produktywnych dni, nie mogę się skoncentrować. Chodzę w tę i we w tę, nie wiedząc, co właściwie chciałam zrobić. To, czego się podejmuję, jest czymś odwrotnym do rzeczywistych zamiarów. Błądzę. Nie mam weny, a poziom energii jest dokładnie taki, jak w moim telefonie: na wyczerpaniu. Ładuję się kawą – pobudza, ale nie rozjaśnia myśli.
I właśnie teraz, kiedy to piszę, trzymając w ręce długopis, dzieje się to, co zawsze staje się w takich momentach. Powoli wracam do siebie…
Pisanie — lekarstwo na twórczą niemoc
Że też wcześniej nie przyszło mi do głowy, by zrobić to, co zawsze się sprawdza. Nic tak nie pomaga na brak weny, jak pisanie. Po prostu. Jeśli jesteś pisarzem lub blogerem to pewnie pomyślisz: “Też mi rada! Kiedy ja właśnie pisać nie mogę!”.
Ale ja o pisaniu bez celu. Takim, podczas którego wyrzucisz z siebie to, co leży Ci na sercu. A zatem na początek po prostu pisz. Pisz cokolwiek przyjdzie Ci do głowy, a z czasem myśli same zaczną się porządkować. Odnajdziesz to, co zgubiłeś. Czego szukałeś 10 razy od nowa nastawiając czajnik i odbijając się od ścian.
Jeżeli kochasz, brak weny to nie problem
Być może zgubiłeś to samo co ja.
Zapomniałam o tym, że kocham, a to błąd niewybaczalny. Kocham pisać.
Zamiast to robić czekałam, aż przyjdzie do mnie odpowiedź na pytanie: “Po co?”. Zgubiłam pamięć o tym, że to nie cel, lecz droga jest kluczem do mojej radości. Jeżeli kochasz, odpowiedź na pytanie o powód jest prosta, choć zapewne chciałbyś ją skomplikować. Robisz to, bo inaczej nie potrafisz. Bo musisz. To jest Twój tlen. Tyle.
Nie w tym rzecz, by wygrać wyścig. W ogóle nie muszę brać w nim udziału.
Chcę życia pełnego pasji. Nieśpiesznego, ale nasyconego barwami jak kwietna łąka. Takiego, w którym nic nikomu nie udowadniam. Nawet samej sobie. Jeżeli działam, to wyłącznie dla radości z procesu.
Gdy kochasz, brak weny to nie problem, bo od tego, co stworzysz, ważniejsze jest to, że w ogóle możesz z tym obcować.

Co blokuje nas przed działaniem?
Lęk przed porażką skutecznie potrafi zablokować przed działaniem.
Wyobraź sobie, że wstajesz z łóżka, robisz kawę i zaczynasz pisać.
Wersja dla mam niemowląt (czyli dla mnie): Wstajesz, karmisz maleństwo, robisz kawę, nie wypijasz jej, bawisz się z pociechą, w wolnych chwilach sprzątasz, może gotujesz. Gdy dziecko idzie na pierwszą drzemkę, znów robisz kawę. I zaczynasz pisać. Nie wiesz, ile masz czasu. 15 minut? 30? 60? No, chyba, że Twój maluszek jest bardziej przewidywalny niż mój. 🙂
Jeżeli to czytasz i nie masz jeszcze dziecka, a planujesz, i Twoja praca nie eksploatuje Cię na tyle, byś wracał do domu całkowicie wyczerpany, korzystaj ile wlezie! Pisz, czytaj, pisz i jeszcze raz pisz. Jeśli pomyślisz o swojej książce na półce w księgarni – przegrałeś. O karierze? Przegrałeś. O pieniądzach i trudnym życiu artysty? Przegrałeś.
Myśl o fabule. Tylko o niej. Jeżeli wytrwasz, na koniec dnia podziękujesz sobie za wykonaną pracę. Będziesz coraz bliżej swojego celu.
Nie zaprzątaj sobie głowy takimi pojęciami jak brak weny twórczej, zła aura, czy gorszy dzień. Z doświadczenia wiem, że czasami właśnie wtedy, gdy najmniej się tego spodziewasz, powstają dobre teksty. Nie wierzysz? Zapisuj, w jakim nastoju pisałeś danego dnia. Nie zdziw się, gdy okaże się, że pięknie brzmiąca wena nie raz i nie dwa, nic szczególnego nie urodziła. A parszywego dnia, właśnie wtedy, gdy chciałeś to wszystko rzucić i schować się pod kołdrą, powstała perła.
Zainteresował Cię ten post? Przeczytaj również: https://leniweporanki.pl/2024/09/15/nie-dramatyzuj-tworz-12-sposobow-na-bycie-zadowolonym-z-siebie-tworca/